Dramat 31-letniej Joli, która od lat uwięziona jest we własnym ciele, i niesamowita postawa 15-latki, która opiekuje się chorą kobietą. Co pcha dziewczynę do pomagania innym?
- Chcę wam opowiedzieć historię pewnej kobiety, której pomagam - zaczyna Karolina. - Jola ma 31 lat. Kiedy miała 26 lat, trzy miesiące po tym, jak urodziła synka, trafiła do szpitala na operację. Operacja przebiegła pomyślnie, ale nie wiadomo dlaczego, ani na jak długo, zatrzymała się jej akcja serca. Teraz stała się osobą leżącą, niemówiącą, potrzebującą stałej opieki oraz rehabilitacji - mówi.
- Jak byłam pierwszy raz, było ciężko. Nie wiedziałam, czy wrócę. Ale wróciłam i nie żałuję - mówi Karolina. Jak wspomina, początkowo ciężko było jej patrzeć na Jolę. - Ale na koniec spotkania podeszłam, wzięłam Jolę za rękę i poleciały łzy. Ale nie strachu, tylko współczucia, że taka tragedia się stała - opowiada.
Karolina Widła, gimnazjalistka z okolic Stargardu, odwiedza chorą Jolantę Pietrzak od pół roku. Nastolatka zainteresowała się wolontariatem podczas rekolekcji. Poznała ludzi, którzy dzielili się wrażeniami i doświadczeniem z pomagania osobom chorym. To zainspirowało Karolinę.
- Dużo nauczyła się Karola, jak żona opiekowała się moimi rodzicami, przy łóżku. Umarli w domu - opowiada ojciec Karoliny Wiesław Widła i dodaje: - Jak żona chodziła do mojej mamy i ojca, [Karolina] widziała, jak się człowiekiem trzeba opiekować.