Przez ponad trzy miesiące małżeństwo z Łodzi było zastraszane przez parę, która wynajęła od nich mieszkanie. Najemcy nie płacili za lokal a każda próba właścicieli odzyskania mieszkania kończyła się dla nich groźbami. Po naszej interwencji z pomocą małżeństwu ruszyli sąsiedzi. Czy sąsiedzka pomoc okazała się skuteczna?
Pod koniec ubiegłego roku Włodzimierz P. wraz ze swoją partnerką wynajęli od państwa Dębskich dwupokojowe mieszkanie na łódzkim osiedlu. Po dwóch miesiącach od wprowadzenia się, przestali płacić za lokal. Właściciele do dziś nie mogą odzyskać należnych pieniędzy a spotkanie z najemcami kończy się dla nich groźbami. Lokatorzy żyją na ich koszt, bo ustawa, chroniąca lokatorów przed tak zwanymi czyścicielami kamienic, nie pozwala właścicielowi zmusić najemcy do opuszczenia mieszkania. Państwo Dębscy złożyli w sądzie wniosek o eksmisję najemców a sprawą zajęła się łódzka policja.
Po emisji reportażu w na antenie Uwagi! poczynania najemców zaczęli śledzić sąsiedzi.
- Zaczęli robić paskudne rzeczy nie tylko w stosunku do nas, ale również do innych lokatorów – mówi Dorota Dębska a sąsiedzi opowiadają, co dzieje się w bloku.
- Mieliśmy spadki napięcia, migało światło. Dziwnym zbiegiem okoliczności, przy każdym takim spadku napięcia, słyszeliśmy hałas na klatce. Widziałem jak w grzebał przy skrzynce. Chciałem przyłapać go na gorącym uczynku i energicznie otworzyłem drzwi. Gaz miał już w ręku i psiknął mi w oczy - relacjonuje Adam Wrona, sąsiad.
Postanowiliśmy odnaleźć miejsce, w którym Włodzimierz P. i jego partnerka wcześniej mieszkali. Okazuje się, że i tam nie płacili za wynajem.
- Nawet złotówki nie odstałam. Pan P. potrafi prowokować. To jest cwaniak, który natychmiast udaje zawał serca, bo to jest chory człowiek na serce, po operacjach. Wyprowadzili się 31 października. Była interwencja policji, państwo na drugi dzień się wyprowadzili – opowiada właścicielka mieszkania.