Ingryda ma 35 lat i jest szczupłą, energiczną blondynką. Patrząc na nią, aż trudno uwierzyć, że urodziła sześcioro dzieci. Na pierwszy rzut oka bohaterka nie wygląda na osobę, która potrzebuje metamorfozy. Jednak, komu jak komu, ale jej na pewno się ona należy. Należy jej się taka „ucieczka” z domu, od masy codziennych obowiązków, od prania, gotowania, sprzątania, odrabiania lekcji i przygotowania dzieci do szkoły, bo siedmiu domowników generuje ogromną ilość pracy. Należy jej się też odpoczynek po ciężkich przeżyciach, które przeszła. Czwarte dziecko Ingrydy urodziło się z poważną wadą serca i zespołem Downa. Synek przeżył kilka miesięcy, mama była przy nim 24 godziny na dobę, to bardzo wyczerpało ją psychicznie, ale także fizycznie. Śmierć dziecka jest tragedią, z którą nie można się pogodzić. Mimo miłości piątki wspaniałych dzieciaków i męża, w sercu Ingrydy na zawsze pozostanie rozpacz po stracie synka.
Maja Sablewska jest pod wrażeniem siły i energii życiowej Ingrydy. Autorka programu szykuje dla niej niespodziankę, zabiera bohaterkę na wycieczkę do Łodzi. W historycznych wnętrzach starych fabryk włókienniczych w polskiej stolicy tego przemysłu swoją siedzibę ma młoda, prężna marka odzieżowa. Zaprzyjaźniona projektantka przygotowała z Mają mnóstwo ciekawych i różnorodnych stylizacji dla uczestniczki. I znów Sablewska udowadnia, że moda może być antidotum na smutek, na stres, na deszcz za oknem…