Stres spowodowany rozwodem przyrównuje się do stanu, w jakim jesteśmy po śmierci bliskiej osoby. Tak, ale czy to może być usprawiedliwienie? Rozwodnicy zadają sobie ciosy na oślep, ciskają w siebie piorunami, nie bacząc na to, że odpryski godzą w dziecko. Bywa, że zaślepieni własnym rozczarowaniem, poczuciem krzywdy, upokorzeniem, idą na wojnę ze współmałżonkiem, i często mniej lub bardziej świadomie, własnych dzieci używają jako broni w tej walce. Czy naprawdę nie można inaczej?